Monday, August 28, 2006

Wielkie Muro-wanie

Nie wiadomo dokladnie jaki jest dlugi. Jego lokalizacja tez zdarza sie byc raczej umowna niz potwierdzona empirycznie. Na mapie jest najczesciej poprzerywanym lancuszkiem - wzyna sie w gorskie grzbiety, czasem rozkracza sie, innym razem pojawia niespodziewanie w jakims nieprzewidywalnym punkcie. Przecietny smiertelnik rozpozna go jako jedyna ludzka budowle widoczna z kosmosu (niektorzy twierdza ze mozna go dojrzec nawet z ksiezyca!). Fani magicznych sztuczek Davida Copperfielda z pewnoscia pamietaja jak z wlasciwa sobie gracja przeniknal przez grube sciany Muru. Wcale nie takiego tam sobie Muru - WIELKIEGO MURU .
Moja wiedza o tymze ograniczala sie wlasciwie do powyzszego gdy przyszedl mi do glowy pomysl podrozy po Chinach. Wraz ze zblizajacym sie wyjazdem w wyobrazni powstawala coraz bardziej romantyczna wizja samotnego randez-vous na grzbiecie wijacego sie setki mil Smoka*. Gdy wiec w koncu Wielki Mur znalazl sie w zasiegu reki, lapczywie rzucilam sie nan podczas kilkudniowego rekonesansu dookola Pekinu.
Mur w Shanhaiguan okazal sie byc odnowionym strzepem mocno pogruchotanego czasem wschodniego odcinka. Szarosc pochmurnego nieba zdawala sie maskowac jego istnienie i tylko kolorowe koszulki nielicznych turystow wdrapujacych sie po ogromnych schodach zdradzaly jego obecnosc. Powyzej skromnej swiatyni oplecionej kadzidlowym dymem wil sie juz tylko szkielet niegdys majestatycznego MURU . Swiadoma bycia obserwowana przez kilku mnichow z cichym pogwizdem pod nosem maskowalam swoj zamiar spaceru po dzikiej czesci dlugimi przystankami fotograficznymi.
Takie zabiegi nie byly potrzebne na Murze w Huangyaguan, ktory poza turystycznie uboga odnowiona czescia po cichu oferowal nieco dluzsze spotkanie z NIEOKRZESANYM GRZBIETEM ledwie rozpoznawalnym wsrod przeslonietych gesta roslinnoscia i mgla wzniesien.
Nieco zniesmaczona niesprzyjajaca aura polnocnego lata postanowilam dac Wielkiemu jeszcze jedna szanse i z nadzieja na bardziej ekstremalne przezycia kilka dni pozniej wdrapalam sie na MUR SIMATAI . Nie zdazylam jeszcze sie porzadnie zdyszec gdy natarczywe grupki sprzedawcow pamiatek i lakoci stworzyly skosnooki ogon ktory towarzyszyl mi przez nastepnych kilka godzin. Pogoda okazala sie jednak laskawa i tym razem moglam nasycic oczy widokiem wijacego sie jak na obrazkach Muru. Jakaz byla moja radosc gdy w koncu udalo mi sie pozostawic w tyle wszelki ludzki element i wkroczyc na dziki odcinek GUBEIKOU , gdzie przyszlo mi spedzic noc w jednej z niewielu niezrujnowanych wiez w dyskretnym towarzystwie nietoperzy. Czerwony zachod i pomaranczowy wschod slonca z pewnoscia byl jednym z najlepszych chwil mojej podrozy po Chinach.
Wielki Mur to przedziwne zjawisko. Przez setki lat milczacy, jakby nieobecny, byl jedynie nieznaczacym wiele elementem krajobrazu, czesto przeszkoda dla rozwijajacej sie infrastruktury, nierzadko tez darmowym materialem budowlanym dla okolicznych farmerow. Kilkadziesiat lat temu, w ramach propagandowego zadoscuczynienia nieliczne jego fragmenty zaczely przechodzic metamorfoze. Dzis przypomina raczej Frankensteina, majestatyczny i wzbudzajacy respekt, ale pozlepiany w calosc z wielu materialow czasem traci swa wiarygodnosc.


*Moje smocze skojarzenie okazalo sie zaskakujaco trafne - miejsce w ktorym Wielki Mur zanurza sie w Morzu Zoltym przybralo ksztalt smoczego pyska, dzis zaledwie ruina jedynie rozpoznawalna po nazwie - Smocza Glowa.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home