Friday, July 22, 2005

Trzy kaleki i syrena

Najpierw SYRENA – wyjaca, zarlaczna i spiaca z przerwami na bezzebny grymas w rodzaju usmiechu, przewracajaca swiat do gory nogami dwom kalekom – ojcu o nadwyrezonym plecu i poszatkowanej w brzuchu mamie :-). Trzecia kaleka jest w trakcie kuracji po nieuniknionej randce z dentysta. A sceneria nie moglaby byc lepsza. Zima w Perth.
Tak wiec to juz dwa tygodnie odkad przelecialam na zachodnie wybrzeze pocwiczyc sie w wykwintnej sztuce bycia przykladna ciocia. No i jak na razie zaliczylabym sobie kilka z obowiazkowych przedmiotow matczynej (nie)doli – pieluchozmiana, obsciski i tulance, glupiomowki, glupiolysanki a takze szeroka gama skretow i hustancow z ladunkiem Soficznym nadal jakze obudzonym...i musze przyznac ze ze szczera checia jeszcze poczekam na swoja kolej...
Nagla i drastyczna byla to przemiana z samotnie podrozujacego cyklopa w udomowiona pociotke. Milo miec wlasny pokoj, kuchnie i lazienke. Ale cena takiego luksusu jest niestety wysoka – rutyna jakze bardzo przypominajaca codziennosc, brak smiejacych sie nad glowa kukabar, poczucie zarzucenia kotwicy, te same twarze te same miejsca, no i najwiekszy wrog wszystkiego – wlasna prywatna nuda przyczajona za plecami.
Nadal jednak staram sie pokrecic tu i tam. Znow namietnie plywam i poczynam nowy typ eksploracji biegnaco-cyklujacej. A pozatym powoli podejmuje kolejne wyzwania (na razie jeszcze w glowie) na po-powrocie...no i nadal gleboko wierze, ze jesli sie czegos naprawde bardzo bardzo chce, to sie uda. A jezeli czasem wydaje sie byc zbyt wysoko zeby dosiegnac to byc moze trzeba troche sie bardziej ponaprezac...

0 Comments:

Post a Comment

<< Home