Saturday, April 16, 2005

cuda milford

stoje sobie przy drodze na trasie do milford sound, ociekajaca potem i nadal oszolomiona tym co zobaczylam z przeleczy nad dolina gertrudy, nurkujac w moim plecaku z nadzieja na zalapanie stopa z powrotem do te anau. robi sie pozno i wiecej jest wokol zwierzyny wszelkiego rodzaju niz samochodow. po dziesieciominutowej kompletnej drogowej ciszy, nagle zza zakretu wylaniaja sie dwa wehikuly! ale moje gorne konczyny sa bardzo zajete wykopywaniem kawalka polara bo marzne, wiec musze zrezygnowac. ale i tak sie zatrzymuja, co sprawia ze znow w myslach prawie nowozelandczykom komplementy. lecz zamiast zaoferowac mi miejsce w cieplym czterosladzie, z samochodow wyskakuje dyskusja...po POLSKU! w pierwszej chwili nie bylam pewna jakiego jezyka przyszlo mi sluchac, ale nagle mnie oswiecilo - po pieciu miesiacach w nowej zelandii z marnymi sladami polakow...trafilo mi sie szescioro naraz! posrodku tak zwanego nigdzie. zaczelam sie histerycznie trzasc w spazmach niekontrolowanego rechotu i gdy towarzystwo zaczelo spogladac na mnie z niejakim niepokojem, w koncu przemowilam: ALE JAJA!
to byl jeden z najniezwyklejszych dni tutaj...takie dni przychodza bez ostrzezenia. po prostu sie dzieja. nabralam pewnosci ze doswiadczylam go w pelni po wdrapaniu sie na siodlo gertrudy gdzie natura poblogoslawila mnie tym niesamowitym widokiem MILFORD SOUND w ktory doslownie wsiaklam. stalam tak tam przez prawie pol godziny, caly ten cud majac dla siebie na wylacznosc, myslac jaka ze mnie farciara ze jestem wlasnie w tym miejscu.
i wtedy, gdy paplalam lamana polszczyzna przy drodze, z zakretu wylonil sie kolejny samochod, tym razem ze znajomymi z hostelu, ktorzy podwiezli mnie prosto do pokoju! po prostu doskonale.
ale to nie wszystko. nalesniki wyszly mi lepsze niz zazwyczaj. no i te noc spedzilam w towarzystwie...hostelowej kotki, ktora umruczala mnie do snu. czego wiecej moglabym chciec zeby czuc sie jak prawdziwy czempion? :-)

0 Comments:

Post a Comment

<< Home