Sunday, April 03, 2005

inspiracje...aspiracje

i znow, wlasnie gdy mam zamiar opuscic jakies miejsce z westchnieniem ulgi, zaczyna padac. moja nieco przykrotka wizyta w mt aspiring national park pozostawila we mnie mocne postanowienie zdecydowanego dzialania w kierunku prawdziwych gorskich wspinaczek. poniewaz: trek po ubitej sciezce to zaledwie namiastka, zakupy przez szybe, bycie na diecie wolnej od rzeczywistej gorskiej uczty. czuje ze mi to juz nie wystarczy. objawy? to przedziwne uczucie zapadania sie w sobie gdy wspinajac sie na french ridge nagle, znikad pojawil sie przede mna ten ogromniasty lodowiec przedzierajacy sie przez chmury...a ja wiedzialam ze za rogiem jest jeszcze wiecej...mt aspiring. no i to uczucie zazdrosci ogarniajace mnie tego wieczora gdy to przyszlo mi dzielic chatke z grupa wspinaczy ktorzy wlasnie stamtad powrocili...aaach.
probujac zrekompensowac ten gorski glod postawilam przed soba kolejne wyzwanie - pocyklowalam na poludnie przez najwyzdza drogowa przelecz nowej zelandii, czyli prawie 800m w gore, no i w dol. nie wiem jednak czy to moje odnoza nabieraja skalistej mocy, czy glowa stala sie zachlanna na wiecej - wspinaczka okazala sie o wiele prosciejsza niz przypuszczalam...a niech to!
no a teraz? usilnie probuje pozostawic queenstown w tyle i znow zaszyc sie w gorach...
a w glowie mieszanina najrozniejszych planow zasmieca myslowa przestrzen...ale cichosza!

0 Comments:

Post a Comment

<< Home