Monday, February 28, 2005

zonglujac w picton

tak! nareszcie poczynilam ruch na poludnie! po siedmiu tygodniach dekompozycji w beethovenowskim wellington znow poruszam sie w czasie i przestrzeni. no i nie jestem sama...karakoram, moja ukochana dwukolowa pieknosc jest ze mna - znow razem! jak tylko rower do mnie dotarl, zabralam go na kilka drogowych i pozadrogowych przejazdzek no i powrocilo do mnie cale piekno cyklowania - powolnie zmieniajacy sie krajobraz, slimaczenie sie pod gorke, radocha i pot...ehhh. rozpoczynam od nowa podrozniczy zywot po dluuugiej przerwie...
tak wiec wtargalam na prom sloniowo prezentujacy sie rower i odplynelam. taka prosta rzecz i powracam na stare tory - cale galopujace stada mysli zaczely splywac mi po plecach jak tylko wyplynelismy na pelne morze. oto jedno ze stad:
ksztalt krajobrazu to efekt niesamowitego nakladu pracy wykonanej przez nature - jak mozna zrozumiec ten proces? jak mozna zrozumiec miejsce w ktorym zyjemy? wyobraznia -moc naszych malutenkich umyslow pozwala nam widziec ziemie jako przeogromny kawalek materialu gnieciony przez niewyobrazalne sily, plisy i wzory zmieniajace sie w niekonczacym sie procesie.... i tak dalej. taaak. znow jestem soba :-)
a teraz, rozsiadajac sie na kanapie w przeuroczym hostelu zatytulowanym "wypoczynek zonglerzy" (!?), tuz zanim gospodarze popisza sie swoimi cyrkowymi zdolnosciami, planuje moje 'jutro'.
znow nie moge sie doczekac, niecierpliwie wygladajac nastepnego dnia.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home