Tuesday, February 15, 2005

Beethoven House story

i tak oto nadszedl wielki piatek dziewiczej owsianki sporzadzonej przez Eda-managera. to byl takze poranek, gdy Allen, wlasciciel przybytku, odlecial do Singapuru na krotki odpoczynek prawdopodobnie z misja przeklinania tamtejszej pogody, taksowek, obslugi w hostelu i czegokolwiek, co mialo czelnosc odbiegac od jego wlasnej wizji swiata. zamarznieta kostka w polowie skonsumowanego masla rowniez zniknela z zamrazarki, najprawdopodobniej topiac sie i rozprzestrzeniajac po Allenowym bagazu podczas gdy przelatywal on nad morzem tasmanskim. sniadanie skazane bylo na sukces po tygodniach instruktazu jak parzyc herbate, jak siekac jablka, jak podlewac wrzatkiem owsianke, w kocu jak dokladnie wymiesc lyzka miske po tejze w rezutlacie czego mycie stawalo sie zbedne. szczerzac sie na odrazajaco mocne slonce tego poranka, juz chwile po tym jak goscie posniadaniowo rozmyli sie po hostelu, goraczkowo zaatakowalismy kuchnie w ramach akcji Wielki Sprzat. i wlasnie gdy odrabywalam kolejne kawaly lodowca w zamrazarce, poczulam znow ta nieswojosc, jakis niepokoj, hiperaktywny pociag po dlugiej chwili hibernacji. znajomosc i rozpoznawalnosc, ktora mnie tutaj tyle czasu zdolala zatrzymac, zdazyla przeistoczyc sie w obraze. znow jest we mnie to poczucie ciagu to przetarcia wlasnego szlaku na poludnie,zaspany mini kolumb. jest w tym cos oczyszczajacego, jakies poczucie ulgi, jakbym odzyskiwala moja lepsza strone. biegnac sobie po Oriental Parade tego wieczora, w chlostajacym deszczu nie moglam przestac sie szczerzyc na mysl o doladowaniu sie kolejna przygoda. poziom adrenaliny podniosl sie jeszcze bardziej gdy zasiadlam do stolu z brytyjskim cyklista Simonem, ktory zatrzymal sie w beethoven house. gotowosc wyruszyc w kazdej chwili (zaloze sie ze tej nocy pedalowalam przez sen!). i tak oto wyruszam dalej.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home