Friday, June 17, 2005

mysli kilka z byron bay

podrozowanie to nie zawsze bezchmurne niebo pod ktorym czas plynie szybko i beztrosko. to nie zawsze pomocni tubylcy i wywolujace usmiech na twarzy zdarzenia. czasem 'przygoda' staje sie utrapieniem. puchnaca frustracja tego mniej-niz-ok dnia sprawia ze nagle zdajemy sobie sprawe ze podroz moze okazac sie ta nieszczesna alternatywa ktorej wcale nie pozadamy.
co zatem moze sie stac z dniem rozpoczetym deszczem, kolejna monotonna miska owsianki i dwiema czarnymi papugami skrzeczacymi swe przeszywajace pozdrowienia gdy je mijam na rowerze? jedna, dwie, piec gum zlapanych zaledwie 20km od startu, kierowca pelnego pieniedzy vana, podczas gdy portfel moj cierpi na mamonowa susze, ktory litosciwie podrzuca mnie ku cywilizacji. kolejna guma, gdy w desperackim akcie dotarcia gdziekolwiek pomimo dotychczasowych niepowodzen. i gdy w koncu sie poddaje i postanawiam wspomoc sie pociagiem, ten spoznia sie na tyle znaczaco, by przeciagnac oczekiwanie na wyludnialej zimnej stacji w wiecznosc. wiec gdy wreszcie gdzies docieram tylko po to by zobaczyc tylne swiatla hostelowego busa znikajace w ciemnosci najprawdopodobniej jestem na skraju szalenstwa...
to byl wtorek, dzien w ktorym licznik wskazal pierwsze trzy zera przepedalowane w australii. po tysiacu kilometrow zasluzylam na odpoczynek, ktory wypadl akurat Byron Bay - miejsce zderzenia hipisa z yuppisem, gdzie nawet psy sie uczy serfowac i po serii warsztatow jogi, medytacji i masazu wypada cos skonsumawac w veganskiej wegetarianskiej kafejce w towarzystwie zdredowanych tubylcow i lekko upalonych przedstawicieli wspolczesnej wersji pokolenia flower-power.
co zatem tutaj robie?
przede wszystkim, nabieram dystansu. pozatym - podejmuje nieporadne proby surfowania (nadal mi jednak daleko nawet do poczatkujacego kundla), poszerzam horyzont swej cyklistycznej opalenizny (czyli od kolan w dol :-)), podgladam migrujace na polnoc wieloryby (ciekawam, kto dotrze tam pierwszy...), zaglebiam sie w przeciaglych konwersacjach o przedziwnych konkluzjach, uzywam w szaradach w deszczowa niedziele...
jednym slowem daje sobie szanse zniecierpliwic sie ponownie, co zapewne stanie sie juz bardzo niedlugo...

0 Comments:

Post a Comment

<< Home