Sunday, August 06, 2006

chiny bardzo POCIAGajace

Podroz tutejsza koleja ma pewne uroki. Po pierwsze szalenstwo dworcow - chrzest bojowy przyszlo mi w tej kwestii przejsc juz w Guanzhou (Kanton). Juz samo kupno biletu to przedsiewziecie wymagajace kilkukrotnego przemierzenia hali rozmiarow londynskiego Heathrow a takze mocnych nerwow i dobrej techniki lokciowej, umozliwiajacej dopchanie sie do jedynego okienka nad ktorym widnieje angielski napis. Rzecz jasna nie jest to gwarancja zastania po drugiej stronie osoby tymze jezykiem wladajacej, co wymaga skomplikowanych pertraktacji i czestych konsultacji z kieszonkowym mandarynskim. Czynnosc ta dodatkowo urozmaicana jest przez tubylcow, ktorzy bezpardonowo wpychaja do okienka banknoty zadajac biletu. Gdy jednak obustronna determinacja przynosi rezultat w postaci rozowej karteczki (na ktorej nota bene jedynie numer pociagu i godzina odjazdu sa jasne) nastepuje jeszcze bardziej ekscytujacy etap faktycznego wsiadania do pociagu. Chinskie dworce moga pomiescic populacje sredniego panstwa europejskiego, co w praktyce oznacza wypelnione po brzegi obladowanymi tobolami ludzi molochy. Pasazerow nigdy nie ubywa, bo gdy jedna masa wylewa sie na peron, kolejna szturmuje juz wejscia poczekalni. Zapowiedz pociagu jest sygnalem do kolejnej rundy lokciowych przepychanek. Chinczycy bowiem wsiadaja tak, jakby mialby to byc ostatni pospieszny opuszczajacy dana stacje kiedykolwiek.
Sama jazda pociagiem to istne party, podczas ktorego prywatne rozmowy przelewaja sie przez wagon, a stewardessy toruja sobie droge okrzykami i lomotaniem w metalowe nogi wozka na ktorym pietrza sie coraz to inne wiktualy. Podczas podrozy mozna rowniez dokonac interesujacych zakupow - szeroki asortyment nader barwnie (piosenka, wierszem, demonstracja) prezentowany jest przez komiwojazerow - tak wiec mozna zaopatrzyc sie w niezniszczalne skarpetki, rozne zmyslne zabaweczki a takze plastykowego amerykanskiego komandosa z werwa czolgajacego sie po stoliku wydajacego przy tym komende "ognia!ognia!" (co najbardziej wstrzasajace efekty przynosi szczegolnie gdzies w okolicach 13 godziny podrozy).
Moja przygoda z Chinskim PKP (?) to trzy dni, trzy pociagi, dwa szare miasta, brak snu i mocno odretwiale konczyny. Poczatkowo perspektywa takiego przedsiewziecia napawala mnie pewna niechecia, ale okazala sie nader bogatym w doswiadczenia wydarzeniem. Gdyby wiec nie to, ze informacja w Hong Kongu podala mi zly dzien odjazdu bezposredniaka do Szanghaju i ze i tak nie bylo miejsc na kolejny tydzien nie odwiedzilabym GROBOWCA cesarza dynastii Han w Kantonie,nie wspielabym sie na siedmiopietrowaPAGODE, nie podgladalabym wieczornych turniejow badmintona na kantonskiej wyspie Shamian, nie poznalabym czterech mlodych chinczykow, ktorym obiecalam znalezc w Polsce narzeczone, i nie sprobowalabym prawdziwie chinskiego sniadania za jedyne 10 Yuanow(1 Euro,wszystko z ryzu) w Nanchang.
Tak wiec to nie koniec kolejowych przygod.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home