Saturday, March 26, 2005

dziki zachod

tak , nowa zelandia tez ma swoj dziki zachod! jak tylko znow uderzylam w trase pedalujac w kierunku greymouth i alp, mialam okazje nie raz napotkac typowe okazy dziur na kocu swiata posrodku niczego...
...ktore najczesciej wywolywaly opad szczeki, gdy to powoli przedzieralam sie przez doliny o rwacych gorskich rzekach, wawozy, wzdluz poszarpanego wybrzeza, w gore i w dol pogorow az w koncy gory zamknely mnie w lodowym uscisku.
ten nadal dosc niedorozwiniety region nowej zelandii to kopalnia sekretow, z ktorych tylko niektore udalo mi sie odkryc - dziewietnastowieczna goraczka zlota pozostawila to miejsce doslownie przeryte przez poszukiwaczy fortuny. jak doniosl mi jeden z lokalnych mieszkancow, nie jest rzecza niezwykla odkryc tunel tuz pod wlasnym trawnikiem!
oparlam sie jednak pokusie dorwania lopaty i poszukiwania mojej wlasnej zyly zlota. bez wytchnienia pocyklowalam dalej, az ktoregos dnia zoczylam... to
tym razem nie moglam powiedziec 'nie' ciagocie by doswiadczyc zlodowaciale alpy i wybralam sie na calodzienna przebiezke po lodowcu o imieniu 'fox'. twardy jak skala snieg i iscie lodowate powitanie przynioslo na mysl dosc chlodne wyobrazenia o ostatniej epoce lodowej na tutejszym ladzie...brrr.
moj przelotny 'fox' romans pozostawilam w tyle i wskoczylam na siodlo ponownie, krecac kolkiem az do miejscowosci wanaka. pogoda jednak sie rozmyslila i przestala mnie rozpieszczac palacym sloncem. ostatnie dwa dni, dla odmiany, slawetny polnocno-zachodni wiatr probowal wyperswadowac mi zapedy dostania sie do parku narodowego mt aspiring wylewajac na mnie cale serie kublow zimnej wody. ale JESTEM CHOLERNYM TWARDZIELEM, zgrzytajac zebami tak sobie myslalam, nawet gdy musialam pedalowac na stromym...zjezdzie!
no i w koncu jestem tutaj w wanaka. zmarznieta i mokra ale cala szczesliwa siedzac sobie na kanapce w wanaka bakpaka hostelu wzierajac sie w ciemniejace szare niebo nad gorami.
a zatem podgladnijcie najnowsze fotki i zazdrosccie! heheh!
no i przy okazji, wesolego alleluja!

Wednesday, March 16, 2005

poprzez bagna i rzeki

prysznic! pralka! bar z kawa!
tak wlasnie wczoraj sobie pod nosem szeptalam gdy to w kocu wydostalam sie z parku narodowego kahurangi , po szesciu dniach blogoslawionych sloncem, przekraczaniem gorskich rzek i strumieni, wsiakaniem w bagna i poslizgami w blocie. to wszystko udekorowane bezczelnymi oposami drapiacymi w szybe chatki po nocach i zarlocznymi w wampirzym stylu muszkami. ale nawet one nie byly mnie w stanie powstrzymac. tak wiec szlam sobie i nacieszalam sie samotnoscia, napotykajac jednynie nieliczne okazy tramperow po drodze, chlupoczac radosnie w lodowatych strumieniach dumnie wystawiajac moje biale poldupki i czujac sie troche jak zenska wersja robinsona crusoe. czwartego dnia napotkalam chrisa szkota ktory przybyl do nowej zelandii na rybne lowy zycia (nie zdawal sobie jednak biedak sprawy jak uparty moze byc lokalny pstrag...)i dolaczylam do meskiej kompanii uzupelnionej o dwoch szwedzkich peterow (gdzie matczyna kreatywnosc...?) z ktorych jeden nadwyrezyl kostke i mial zaszczyt odleciec z parku helikopterem (podczas gdy nam wydostanie sie zajelo dwanascie godzin :-))))
smrodliwie, ale za to szczesliwie w koncu powrocilam do miesciny tapawera, gdzie porzucilam rower i znow wyruszylam w dorge dzis rano. tym razem czeka mnie dluga przeprawa na poludnie w nadziei na wyprzedzenie zimnych frontow, aby wskoczyc na kolejne szlaki i potrekowac okazale stada tutejszych gorskich lancuchow.
przy okazji, nadrobilam zaleglosci w ramach people around the words.

Tuesday, March 08, 2005

muszy romans z ablem tasmanem

balony na nogach, ociezale powieki, pierwszy prysznic od czterech dni... ale za to szczesliwie brudny, pogryziony i smierdzacy (juz nie!) tramper. trzy i pol dnia w na szlaku, maszerujac, przysluchujac sie jak deszcz bombarduje namiot, pomagajac parkowemu straznikowi z ktorym spedzilam dzien z lopata na szlaku, i w koncu przemarsz przez groble tuz przed wschodem slonca by dotrzec w sama pore na przekolorowa inauguracje dnia po drugiej stronie wspomagany przez skrzeczace mewy. to wszystko dopelnione krystalicznie blekitnym morzem i ekstra przejazdzka z kierowca autobusu ktory mnie obwiozl dookola i opowiedzial historie golden bay.
z powrotem w motuece. jutro decyzja - zostaje tutaj i pracuje jako jabklowiec w lokalnym sadzie albo kontynuuje pedalowanie na poludnie.
znow nowe fotki. no i nowy projekt braceletting new zealand rezultat mozecie sobie podejrzec sami...

Saturday, March 05, 2005

w gore i w dol i po fiordach

niesamowicie sloneczny byl to tydzien.
bez kropli deszczu. duzo radochy i dlugo wyczekiwanego odosobnienia.
pocyklowalam z picton w sam srodek fiordow marlborough, przetaczajac sie przez pagory az do wioski portage gdzie sie zakotwiczylam na dwie noce - dzien spedzony na cyklowaniu po gorskim szlaku (na drogowych oponach...), czy moze raczej pol dnia pedalowania, pol targania dwucykla pod gorke i podziwiania widokow...
wtopilam sie w wieczor siedziac na podniszczonym molo patrzac sobie jak niebo mowi dobranoc, smakujac opustoszalosc i odludnosc tego zakatka.
moj ambitny plan dotarcia do nelson nastepnego dnia spelz na niczym gdy to nadzialam sie na majke i alana, dlugoterminowcow z beethovena, siorbiac pycha latte gdzies po drodze. dzien zakocznylam w tak zwanym 'pomiedzy' w nieco strachawym hostelu z szalonym pudlem napastujacym mnie godzinami (chodzilo mu pewnie o TEN patyk! co go mu rzucilam), asystujacym mi w malowaniu plotu (woofing, czyli praca za nocleg).
niecala dobe pozniej dowloklam sie w koncu do nelson, ramiona w kolorze przypalonej papryki w efekcie wspinki w pelnym sloncu na kilka pogorow. wieczor spedzilam typowo backpackersowo popijajac chlodny bialy regionalny produkt winny, plotac bransolete (moje nowe hobby) pogadujac z innymi mieszkancami hostelu o wdziecznej nazwie 'zielona malpa'.
no a teraz wlasnie dobilam do motueki, juz za chwile wyruszam na szlak - abel tasman national park. no i oczywiscie zanosi sie na deszcz wlasnie gdy mam zamiar wstrzelic sie w region obslawiony jako najbardziej sloneczna czesc nowej zelandii...
tak przy okazji, pojawily sie nowe fotki w albumie, ktory nieco pouporzadkowalam i mam nadzieje ze latwiej sie bedzie przegladac...
pozdrowka!