Sunday, September 18, 2005

w trybie warunkowym

to byla dluga i krotka podroz za razem. dluga w sensie odkryc, krotka bo dobry czas szybko mija.
podroz taka jak ta zawsze pozostawi niedosyt, na mentalnej mapie zaczynaja pojawiac sie nowe geograficzne rarytasy...a gdy sie juz raz przebylo na druga strone swiata nigdzie juz nie jest za daleko. duzy i maly krok za razem, sprawia ze swiat nagle staje sie ogromny i absorbujacy, i nawet dlugowiecznosc nie gwarantuje globtroterskiej satysfakcji. a gdy juz raz swiat sie zacznie w glowie rozpychac, staje sie on niewyczerpalnym zrodlem mozliwosci.
a mozliwosci z natury sa warunkowe. pelno w nich JESLI i GDYBY, jedna rzecz napedza druga i tak dalej.
i w takim wlasnie znajduje sie obecnie stanie.bardzo wiele gdybania bardzo malo pewnikow. dlatego moze najchetniej zamienilabym JESLI na KIEDY. i moze dlatego tez udaje sie z powrotem na Jersey by wyrabiac niewolnicza norme za funta. a wszystko w imie CHCIEC TO MIEC.
czego chce? wrocic do Nowej Zelandii. jeszcze zanim z niej wyjechalam juz tam chcialam byc z powrotem. tak wiec nie bedzie tryumfalnego powrotu (!?) i ludowego zespolu z chlebem i sola. nie bedzie tez jeszcze naukowo sugestywnego MGR przy imieniu. eskapadyczne swedzenie podnoza takze bedzie musialo poczekac.
nierealne. glupie. nieodpowiedzialne. dziecinne. byc moze.
ale wole sprobowac niz zalowac ze nie sprobowalam.

z checia podzielilabym sie jeszcze kilkoma wiekopomnymi myslami ale chyba zweszylam przesyt. i macie racie, czas przestac gadac i zaczac dzialac mowiac do widzenia antypodom. do zobaczenia w przyszlym roku.
tym optymistycznym akcentem zabieram sie do pracy.

Friday, September 02, 2005

na wyBIEGU

no wiec wlasnie. jestem na wyBIEGU. niestety, dla tych ktorzy z wielka checia ujrzeliby mnie baraszkujaca wsrod przedstawicieli naczelnych w oliwskiej malpiarni, niestety jeszcze nie podpisalam lukratywnego kontraktu z dyrektorem tamtejszego zoo. nie bedzie mnie takze widac na fashion channel obok dlugonogich wieszakow ze wzgledu na skrzyzowanie deficytu wertykalnego z nadwyzka horyzontalna. z pewnoscia jednak wyBIEGLAM swoje ostatniej niedzieli.
nie to zebym sie chciala przechwalac swoja krzepa. czy zebym prezyla sie dumy z powodu uczestniczenia w moim pierwszym prawdziwie-na-czas wyscigu. no ale z drugiej strony falszywa skromnosc nie pozwala mi nie wspomniec o kilku powodach do dumy: a/ dotarcia do finiszu b/ uczynienia powyzszego pomimo pogody c/ checi na wiecej.
ale o czym ja mamrocze, zapytacie. ano o CITY TO SURF jednej z najwiekszych imprez sportowo-charytatywnych na poludniowej polkuli, przyciagajacej co najmniej 26 tysiecy ludzia gotowego sie nieco spocic na szczytny cel. koniecznosc dla mnie jako ze od prawie dwoch miesiecy tkne w perth usilnie probujac zachowac resztki mozgowia multidyscyplinarna amatorszczyzna w adkach, czepku i na rowerze. od dzis imie me zawodowa AMATORKA.
tak wiec przygrzalam silniki na starcie z miekkim ladowaniem na finiszu. a wszystko dla kilku ulotnych chwil tryumfu upajania sie swym IMIENIEM posrod tysiecy innych. yeah.
tak czy siak najpewniej osobiscie zaPOBIEGNE wyBIEGOWYM przeBIEGOM gdyz juz niedlugo mam zamiar lotnicza przebiezka udac sie z powrotem w ramiona matki europy.
a co potem? kto wie...